Na przełomie 2019 i 2020 roku mieliśmy całą plagę problemów z silnikami 1.5 TSI. Wyposażone w nie samochody „skakały”, „zajączkowały” i „kangurowały” podczas ruszania i nie tylko. Czy problem ten udało się rozwiązać? Czy zakup auta z silnikiem 1.5 TSI można obecnie uznać za bezpieczny?

Chcę zmienić samochód – pisze Mirek z Kalisza – a znajomy ma Golfa w dobrym stanie i chce mi go sprzedać w równie dobrej cenie. Moją jedyną wątpliwością jest jednak to, że ma tam silnik 1.5 TSI, a pamiętam, że z tymi silnikami przed paroma laty były jakieś grube problemy. Czy nadal są? Jest się czego bać, czy brać i korzystać, bo cena okazyjna?

Decyzja o zakupie samochodu zawsze powinna być poprzedzona solidnym wywiadem, dlatego podobne listy do nas wcale nie są rzadkością. Tym razem pytanie od naszego klienta jest tym bardziej uzasadnione, że faktycznie auta z silnikami 1.5 TSI w miarę jeszcze niedawno dostarczały swoim właścicielom nie lada problemów. O co chodziło z tym całym „kangurowaniem”? Czy sprawa została już załatwiona i można śmiało inwestować w samochód z tym konkretnym motorem?

Na czym polegało to słynne „kangurowanie” samochodów z silnikiem 1.5 TSI?

Być może określenia takiej jak „kangurowanie” i „zajączkowanie” nie dla każdego z Was pozostają w pełni czytelne. Jeśli tak, to dobrze jest zacząć od ich wyjaśnienia i opisu problemów, z jakim zmagali się właściciele aut z grupy VAG wyposażanych w silniki 1.5 TSI z roczników 2018, 2019 i nie tylko.

To całe „kangurowanie” pojawiało się w samochodach, w których silnik 1.5 TSI łączono z manualną skrzynią biegów, a więc w przypadku teoretycznie pewniejszego i bezpieczniejszego zestawienia. To właśnie w tych egzemplarzach pojawiały się:

  • trudności z kontrolowaniem prędkości obrotowej silnika, która w trakcie ruszania wahała się w zakresie od 800 do nawet 1900 obr./min;
  • problemy ze zbyt wolną reakcją na otrzymywane sygnały (wychylenie pedału gazu, prędkość itp.).

W efekcie powyższych problemów samochód robił tzw. „kangura” lub „zajączka”, poruszając się do przodu szarpiącymi całym nadwoziem skokami, zamiast ruszać płynnie. Bywało i tak, że ruszał gwałtownie z miejsca, strasząc kierowcę i pasażerów. Problemy te pojawiały się przede wszystkim na zimnym silniku, zwłaszcza przy niskiej temperaturze atmosferycznej. Na ogół też znikały lub nieco się zmniejsza po rozgrzaniu silnika.

Co stało za przyczyną szarpaniem pojazdem z silnikiem 1.5 TSI podczas ruszania?

Na to pytanie nigdy, tak naprawdę, nie otrzymaliśmy jednej wiarygodnej odpowiedzi. Producent wydawał oświadczenia, jednak większość informacji była jakimiś nieoficjalnymi doniesieniami i przeciekami. Dowiadywaliśmy się tylko, że Volkswagen wie o całym tym problemie i przedsięwziął środki zaradcze. Ale w czym tkwił problem?

Sądząc po tym, jakie środki zaradcze zaczęto stosować, można przypuszczać, że większa część problemu tkwiła w oprogramowaniu. Wgrywanie jego aktualizacji miało pomóc i w wielu przypadkach naprawdę pomogło. Silniki 1.5 TSI nie tylko przestały „skakać”, ale i ogólne poprawiła się ich kultura pracy. Nie wszędzie jednak i nie zawsze. Właściciele aut z silnikami 1.5 TSI donosili nadal, że mimo aktualizacji są w stanie wywołać „kangurowanie”, jednak jednie w określonych warunkach. Na ogół pierwotne problemy z ruszaniem na zimno znikały.

Jak starano się rozwiązać problem z „kangurkami” w autach z grupy VAG?

Całkowicie uzasadnioną pretensją, jaką kierowali właściciele aut z silnikami 1.5 TSI do ich producenta, było to, iż ten nie zorganizował jednej, oficjalnej i obligatoryjnej akcji serwisowej dla wszystkich aut wyposażonych w tę jednostkę. Sprawiło to, że załatwianie tego problemu praktycznie za każdym razem wyglądało inaczej. Najczęściej ścieżką dojścia do pozyskania nowej aktualizacji było:

  • zgłoszenie się do swojego ASO – z reguły wystarczyło udać się na miejsce i poinformować o problemach z szarpaniem zimnego silnika 1.5 TSI;
  • sprawdzenie przez doradcę w ASO po numerze VIN w systemie, czy dany silnik kwalifikuje się do wgrania nowej aktualizacji;
  • umówienie się na instalację nowego oprogramowania, którą to operację szacowano zwykle na ok. 2 godzin, jednak faktyczny czas jej trwania zależał od każdego ASO i mógł zamknąć się w 30 minutach.

I to powinno załatwić sprawę. W co najmniej 80%, ponieważ nadal wywołanie „kangurowania” było możliwe, ale zjawisko to przestawało być uciążliwe.

Na co najbardziej narzekali właściciele „skaczących” aut z silnikami 1.5 TSI?

Problemy ze „skaczącym” silnikiem 1.5 TSI były i są nadal możliwe do rozwiązania, po całej tej akcji pozostał jednak niektórym pewien niesmak. A stało się tak m.in. z powodu braku zorganizowanego, systemowego serwisowania wszystkich aut z feralnymi układami silnik-przekładnia, a także z uwagi na postawę niektórych ASO. Bo choć teoretycznie producent nie odpowiada za jakość obsługi w ASO, przecież rzutuje to na jego markę i opinię. Jeśli więc kierowcy udający się do ASO z szarpiącym silnikiem i proszący o rozwiązanie tego problemu spotykali się z niedowierzaniem i próbami pozbycia się klienta, mieli prawo czuć się co najmniej rozczarowani.

No i jeszcze jedna kwestia – całe to „kangurowanie” zakwalifikowano ostatecznie nie jako awarię mogącą podlegać reklamacji, ale jako „charakterystykę silnika”, o której producent zwyczajnie nie poinformował swoich klientów. Coś takiego z całą pewnością nie buduje zaufania do marki.